Jako dziecko marzyłam o Barbie.
Śniłam o pięknej szczupłej blondynce ze zginanymi nogami, w tych snach znajdowałam lalkę na ulicy i do przebudzenia nosiłam przy sobie jak najcenniejszy skarb. Na jawie zaglądałam tęsknym wzrokiem na wystawę Pewexu, skąd bił różowy blask mojego marzenia, do zdobycia tylko za bardzo obcą walutę.
Ze skrywaną zazdrością bawiłam się Fleur młodszej koleżanki, siłę uczucia kanalizując szyciem jej - zapewne bardzo koślawych - ubranek.
Nie miałam żadnych krewnych na Zachodzie, więc nie mogłam liczyć na cud w postaci paczki (w ten sposób ominęły mnie też czekoladowe jajka, nutella i zegarek elektroniczny). Byłam najstarszym dzieckiem w rodzinie, a więc bez szans na odziedziczenie po kimś lalki. Beznadziejna sprawa.
Barbie wydawała mi się tak absolutnie niedostępnym cudem, że jako dziecko nigdy nie wyjawiłam, jak bardzo jej pragnę. Cała moja rodzina żyła w nieświadomości niemal do końca lat 80, kiedy w jakiejś rozmowie, żartem, wydukałam wreszcie, że zawsze chciałam taką lalkę mieć.
Moja babcia przepłakała wtedy całą noc, z żalu nade mną (a nie nad moją głupotą), z żalu, że nic nie wiedziała, bo wtedy kupiłaby mi ją na pewno.
Mama popukała się w czoło i pojechała do Zakopanego grać w brydża. A w drodze powrotnej kupiła mi ją. Bohaterkę dzisiejszego wpisu.
Nie, nie Barbie, ale prawie, prawie.
Dostałam Dianę w prezencie chyba na imieniny po 16 urodzinach, w lipcu 88 roku.
Pewnie, że ją kochałam :)
Moja Diana była gimnastyczką. Po jakimś czasie przebrałam ją w coś innego, sportowy strój chowając w nieprzebranym oceanie szpargałów. Nawet nie próbowałam go szukać, byłam przekonana, że nie przetrwał trzech przeprowadzek. A jednak...
Najpierw wpadł mi w ręce jeden but. Niestety, tylko jeden (i niestety zapomniałam zrobić mu dzisiaj zdjęcie, a potem było już za ciemno). Kilka dni temu, szukając starego odtwarzacza mp3, w starym drewnianym pudełku na biżuterię znalazłam hula-hop i starannie zapakowany strój mojej Diany.
Lalka jest w stanie bardzo dobrym, z wyjątkiem włosów - niestety, ćwierć wieku w ich przypadku to zdecydowanie za długo, przy próbie czesania zaczęły się kruszyć. Wymyłam je delikatnie i wysmarowałam odżywką, mam nadzieję, że trochę to pomoże. Nie pamiętam, jaką fryzurę miała oryginalnie, więc związałam tylko włosy różową gumką.