Znalazłam go w SH, miał na sobie spodnie i koszulkę (zniszczoną na plecach), oczywiście nie miał butów. Poza tym wymagał kąpieli i doprowadzenia do ładu włosów - co udało mi się o tyle o ile. Ma niestety pękniętą szyję, przez co co chwila kokieteryjnie odchyla głowę. Na szczęście mocno dociśnięta trzyma się w miarę. Do zdjęć wystarczyło.
Dzisiaj wybrał się na poszukiwanie - jesieni, żony, dzikiego zwierza? Nie wiem, znaleźliśmy tylko dwa bardzo słodkie jabłka. Już pożarte, przez fotografa ;)
Ostatecznie zapozował ze słonecznikiem. Chyba jedynym, którego jeszcze nie wydziobały sikorki :)
No cóż jesienny mężczyzna jest nie do pogardzenia, a parytety mają swoje prawa. Tak w ogóle, taki to i drzewa narąbie i w kominku napali.
OdpowiedzUsuńA swoją drogą z tych sikorek niezłe złodziejaszki, u mnie tez wyżerają słoneczniki.
Tak, tak, praktyczne zastosowanie mężczyzny jesienno-zimowego - bezcenne :) Przetestowałam osobiście ;)
OdpowiedzUsuńSikorki niech jedzą, słoneczników im nie żałuję, bo to był jeden z powodów ich zasiania. Tylko dlaczego robią przy tym tyle hałasu i zachowują się tak, jakby miały do mnie pretensje, że im przeszkadzam wychodząc na taras? :)
Fajny ten mężczyzna jesienny. :P
OdpowiedzUsuń