poniedziałek, 30 września 2013

Jeszcze żyję...

...ale lekko nie jest.
Póki co nie mogę za bardzo oddychać, a to znacznie ogranicza inne działania. Także te związane z lalkami.

Zanim jeszcze czułam się tylko źle (co było wstępem do tragicznie), umyłam i doprowadziłam do porządku trzy kupione tydzień temu pannice. Sztywniara została ochrzczona Kają i dostała nawet uszyte przeze mnie jesienne ubranko. Ba, zdjęcia też próbowałam robić, ale cudzym, bardzo takim sobie aparatem, w dosyć ciemnym mieszkaniu i bez możliwości wyjścia w plener wyszły słabo. Na tyle słabo, że zakwalifikowały się tylko dwa.
Które niniejszym zamieszczam, na dowód tego, co w tytule.
Mam nadzieję, że różnicę w wyglądzie przed i po i tak widać :)



Bratzki niestety nie miały tyle szczęścia, muszą poczekać na lepsze okoliczności.

wtorek, 24 września 2013

Jesień cholerna

Przyszła, pewnie, że przyszła. Zaczęła się kilka dni wcześniej, od niewinnego kataru, żeby wczoraj potraktować sprawę poważnie i dowalić zapalenie oskrzeli.
No nic, trzeba przeżyć ;)

Na pocieszenie skoczyłam - między przychodnią a apteką - do SH i przyniosłam sobie zabawki.
Takie oto panny:

Nie były tanie, ale w reklamówce, w której mieszkały tymczasowo mają sporo drobiazgów: ubrania, sanki i słuchawki, a przed wszystkim BUTY. Zerkały na mnie niewinnie, szepcząc "chcesz nas, chcesz".
Chciałam.
Ale to nie wszystko.
Tę pannę chwyciłam na dokładkę, do równego rachunku. Całe 3 zł ;) Brudne czupiradło jest typową sztywniarą - ma twarde, niezginalne nogi. Ale za to ciekawy makijaż i dużo wdzięku. No i uznałam, że doprowadzenie jej do porządku to będzie czysta przyjemność. Nie wymagająca wysiłku, ale za to efektowna.

Ciąg dalszy nastąpi :)


piątek, 13 września 2013

Kuzynka z prowincji

Dawno temu przed Świętami przygotowywaliśmy w pracy paczki dla polskich dzieci z jakiejś wsi na Litwie. Klasycznie - słodycze, książki, przybory szkolne, zabawki. Kupiłam, zawiozłam do fabryki, ktoś to wszystko popakował i prezenty pojechały większym transportem.
Później, ale tej samej zimy, zmieniałam samochód (żadne fanaberie, zmieniałam z takiego, który nie jeździ na taki, który jeszcze daje radę ;) ), w garażu mamy została torba z rzeczami wyjętymi z przepastnego bagażnika - VW Passat dużo może. Torba leżała kilka lat, nie zawadzając nikomu, aż któregoś razu zabrałam ją do domu.
I wtedy znalazłam ją.
Patrycję.



Nie mam pojęcia, jakim cudem przeoczyłam ją wtedy - pewnie zaplątała się w nadmiar przedświątecznych zakupów, a potem tkwiła pod dyżurnym kocem, wożonym przeze mnie w bagażniku, jak widać prawie nigdy nie wyjmowanym ;)

Lalka w pudełku brzmi niemal ekskluzywnie...
Patrycja wygląda jak biedna kuzynka z prowincji. Wydmuszkowe ciałko, przypominające vinatge'owe kloniki, szczerze zdziwiona, chociaż dość ładna i starannie namalowana buzia, a do tego burza włosów, których jest naprawdę dużo, mimo tego, że lalka ma je rootowane tylko w kilku rzędach dookoła głowy. Tylko ta fryzura jakby z innej epoki.
Ma solidnie uszyte, chociaż bardzo niemodne i nie grzeszące urodą ubranko i własne buty - na szczęście, bo stópki ma tak małe, że w pantoflu Steffie mogłaby zmieścić dwie :)

Panna z prowincji przyjechała spotkać się ze swoją kuzynką. Była nieco oszołomiona tym, na jak mało elegancką wieś trafiła ;)


Na szczęście nie brakowało im tematów do rozmowy... Ech, ci faceci...


A nawet zawiązała się między nimi nić przyjaźni. Na pożegnanie obiecały sobie, że będą do siebie pisać.


I na tym wizyta się zakończyła ;)

Wyjęłam Patrycję z pudełka, żeby porównać z Barbie, a potem schowałam znowu. Niech się cieszy swoją pudełkową ekskluzywnością.