piątek, 10 maja 2013

na wycieczce w Heilsbergu

Ostatniego dnia najdłuższego w tym roku weekendu, czyli w ostatnią niedzielę, wybraliśmy się na spontaniczną i niezbyt długą wycieczkę. Przespacerowaliśmy się po mieście, trafiliśmy na uroczystość Straży Pożarnej na rynku, obejrzeliśmy zamek, chłodząc się w piwnicach (na zwiedzanie muzeum nie mieliśmy ochoty), zjedliśmy obiad i wróciliśmy do domu. Taka ze mnie turystka :D

Towarzyszyła nam mała, bezimienna laleczka, którą mój syn odziedziczył kilka lat temu po starszym kuzynie. Zaplątała się w pudełku zbieraniny lego :)

Może nie grzeszy urodą, ale widać od razu, że jest przygotowana na wyprawy :)

Zwiedzamy, zwiedzamy...



Ja taka mała, a zamek taki wielki...

Było upalnie, więc z przyjemnością chłodziliśmy się w cieniu, czekając na obiad.

A wracając do samochodu odkryliśmy uwięzioną na wieży laleczkę ;)


I jeszcze pożyczone z Wikipedii zdjęcie z lotu ptaka.

piątek, 3 maja 2013

Spacer w pochmurny dzień

Halo, czy ktoś widział słońce? U nas świat za oknem wyglądał tak, jakby czas stanął na godzinie 17.00. Już prawie 19.00, a nic się nie zmienia ;)
Ponieważ jednak wypadało zrobić cokolwiek, po obiedzie wyszliśmy do ogrodu. Na pole. W miejsce, gdzie może kiedyś znowu będzie ogród. Kto wie, nadal nie tracimy nadziei, chociaż póki co już od kilku lat przyroda wygrywa w kolejnych starciach.
Panowie machali grabiami, a ja wspierałam ich duchem ;)
A przy okazji zrobiłam kilka zdjęć wyciągniętej z kosza w SH jeszcze jesienią, niezidentyfikowanej Scence.



Scenka wygląda na pannę z miasta, prawdaż? Ale jest przecież środek najdłuższego weekendu nowoczesnej Europy, pół miasta wyjechało na wieś...

Teraz nastąpią zdjęcia, które miały być opatrzone fabularyzowanym komentarzem, ale mam z tym zwykle problem - o ile podobają mi się u innych takie lalkowe komiksy, kiedy mam sama coś podobnego napisać, wszystko wydaje mi się infantylne... i duszę takie zapędy w zarodku.

Powiem więc w dużym skrócie, że miała być to historia spaceru pewnej miastowej panny i jej ekskluzywnego pieska, który rzecz jasna natychmiast się zgubił. Panna szukała swojego skarbu przemierzając miejsca raczej niedostępne dla osóbek na wysokich obcasach i pewnie zapłakałaby się z rozpaczy, gdyby roztropna psina nie skorzystała ze zdobyczy cywilizacji.




Jak to dobrze, że było pole!

I wszystko skończyło się dobrze. A one nigdy nie dowiedziały się, jak blisko było wielkie niebezpieczeństwo...

środa, 1 maja 2013

Franciszka

Poznajcie się...

Zacznijmy od tego, że w ogóle nie chciałam jej mieć. Nie lubię przecież Monsterek, uważam je za sztucznie wypromowaną modę, od początku do końca wymyśloną. Są za drogie, zwłaszcza w stosunku do jakości.
A poza tym nie, nie, nie. Nie chcę, nie potrzebuję, co ja bym z nią robiła.
Ale była aukcja na Allegro...
Kliknęłam przekonana, że ktoś mnie przelicytuje...

No i mam Frankę.

Gołą, ale poza tym w naprawdę dobrym stanie. Jest drobna, ładnie pozuje, chociaż sylwetkę ma jak sen szalonego ortopedy.


No i jest zielona :D


Oglądam, wykręcam ręce i nogi, niemal wącham ;) Musimy sobie dać trochę czasu.

Listka figowego użyczyła poziomka.