Nie miałam pomysłu ani czasu. Do czasu :)
A potem przypomniałam sobie mocno szczenięce lata. I nierozerwalny związek ducha z latarką.
***
To już prawie dziesięć lat? Niemal wczoraj, a z drugiej strony... minęło chyba kilka wieków.
Wtedy... Położyłam mojego niemal dwuletniego, już gadającego syna spać i wyszłam z sypialni. Wróciłam po kilkunastu minutach, sprawdzić, czy zasnął.
- Mamo, co to była za pani?
- Jaka pani?
- Stała tu. Patrzyła na mnie. Uśmiechnęła się, pomachała i poszła.
W domu, oddalonym o kilkaset metrów od najbliższych sąsiadów, byliśmy we troje. Syn, mąż, ja.
No i ta pani...
Aż mi ciarki po plecach przebiegły i włosy dęba stanęły, poważnie...
OdpowiedzUsuńA zdjęcie bardzo klimatyczne :)
To był ostatni taki gość w naszym domu - w każdym razie ostatni zaobserwowany. Najpierw pojawił się pan, który "kopał piasek", gdzieś na wysokości ogródka za oknem, na zewnątrz. Młody miał wtedy trochę mniej niż rok, był jeszcze karmiony piersią, pan wyraźnie go absorbował, odciągając od kolacji. Kilka tygodni później podobno stała nad nami uśmiechnięta pani.
OdpowiedzUsuńNie, nie uciekłam z krzykiem ;)
Potem Młody był już za stary, przestał widzieć, zaczął fantazjować.
Brr. Fajne opowiadanko. Zdjęcie klimatyczne.
OdpowiedzUsuńF*ck! I ja mam teraz usnąć?!
OdpowiedzUsuńAż mnie przeszedł dreszcz. To zadziwiające, że czasem kilka słów może wywołać taki efekt...
OdpowiedzUsuńO zgrozo...... boję się ....
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcie. Przerażająca trochę "ta pani". :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie po odbiór wyróżnienia.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie po odebranie wyróżnienia ;-)
OdpowiedzUsuń